Aktualności

Zapowiedź kontroli i drakońskich kar

23 paź , 2017  

Środowisko medyczne chce większego nadzoru nad rynkiem suplementów diety, kontroli ich jakości i w razie nieprawidłowości – drakońskich kar. Postuluje te działania w momencie, gdy media są zalane reklamami suplementów diety, a ich sprzedaż rośnie dynamicznie z roku na rok.

Jarosław Pinkas, pełnomocnik rządu ds. utworzenia jednolitej instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo żywności, a wcześniej wiceminister zdrowia, idzie dalej: – Uważam za porażkę, że obecnie w ogóle mówimy o suplementach diety. Mamy XXI wiek i wiele możliwości zapewnienia ludziom prawidłowego odżywiania! Jeśli faktycznie zachodzi konieczność zażycia suplementu, powinno to odbywać się jedynie na zalecenie lekarza – mówił podczas konferencji dotyczącej prezentacji raportu Instytutu Ochrony Zdrowia pt. „Suplementy diety. Pacjent, rynek, trendy, regulacje” (Warszawa, 30 września br.).

W podobnym tonie wypowiadała się prof. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska, kierownik Zakładu Farmacji Klinicznej i Opieki Farmaceutycznej WUM.

– Suplementy diety nikomu nie są do niczego potrzebne. Zdejmują odpowiedzialność za zdrowie z osoby, która je przyjmuje. Ludziom wydaje się, że kupując je, pomagają sobie zdrowotnie. A tak nie jest. Do tego dochodzą interakcje między suplementami a lekami. Czasem ich działanie jest wręcz szkodliwe – mówiła profesor, podając przykład reklamy jednego z produktów „na chrypkę”. – Nie wolno tego robić. To może być ważny sygnał dla lekarza, że coś złego dzieje się z naszym zdrowiem – zaznacza prof. Kozłowska-Wojciechowska.

Pacjent czy klient?

Minister Pinkas podkreślał też niestosowność używania słowa „pacjent” oraz „choroba” w kontekście suplementów diety oraz konieczność zapewnienia ich odpowiedniej jakości.

– Każdy klient powinien mieć pewność, że kupowany produkt jest certyfikowany, powtarzalny, o odpowiedniej jakości. Obecnie trwają prace nad ustawą o bezpieczeństwie żywności. Według mnie, w tej ustawie nie do końca jest miejsce na suplementy. Ale być może będzie tak, że ich nadzorem nadal będzie zajmować się Państwowa Inspekcja Sanitarna. Z pewnością rynek musi zostać uregulowany – dodał minister.

Zwrócił też uwagę na obszar reklamy i jej niekorzystny wpływ na wybory konsumentów. Podobne wnioski dotyczące konieczności regulacji rynku i objęcia większym nadzorem rynku reklamy miał Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli.

– Już dzisiaj co czwarta reklama w mediach, a w stacjach radiowych nawet co druga, dotyczy farmaceutyków, w tym suplementów diety. W ciągu ostatnich 15 lat staliśmy się najszybciej rosnącym rynkiem suplementów diety w Unii Europejskiej, m.in. w efekcie agresywnej reklamy. Ten rynek wart jest już ponad 4 mld zł – mówił szef NIK, która w ubiegłym roku przygotowała raport na temat dopuszczania do obrotu suplementów diety.

Wnioski z kontroli Izby zawierały przykłady nieprawidłowości dotyczących wprowadzania, kontroli i wycofywania z rynku suplementów diety oraz ich jakości. Przykładowo, zgodnie z wynikami kontroli 4 na 11 przebadanych probiotyków zawierało niewskazane w składzie szczepy drobnoustrojów, 4 próbki zawierały niższą niż deklarowana na etykiecie liczbę bakterii probiotycznych, a w jednej z nich wykryto chorobotwórcze bakterie kałowe. W jednym ze „spalaczy tłuszczu” doszło do zafałszowania produktu stymulantami strukturalnie podobnymi do amfetaminy.

Zaostrzyć prawo

Krzysztof Kwiatkowski zaproponował kilka zmian: wprowadzenie opłat za notyfikację suplementów, uregulowanie procedury ich wycofywania, wprowadzenie systemu ostrzegania konsumentów o produktach niecertyfikowanych znajdujących się w obrocie, wyodrębnienie w rejestrze GIS rejestru produktów, wobec których zgłoszone są wątpliwości dotyczące ich jakości i bezpieczeństwa.

– Uważamy też za konieczne podwyższenie kar dla podmiotów wprowadzających suplementy niebezpieczne dla zdrowia oraz za przypadki prowadzenia nieprawidłowej reklamy – mówił prezes NIK, wymieniając najczęściej występujące przypadki nieetycznego działania w tym zakresie: wykorzystywanie wizerunku pracowników i autorytetów medycznych, stosowanie tzw. marek parasolowych czy sugerowanie właściwości leczniczych suplementów.

Do tego można jeszcze dorzucić stosowanie techniki „product placement” w serialach i programach telewizyjnych oraz kompletny brak nadzoru nad informacjami pojawiającymi się w internecie i mediach społecznościowych.

– Należy też pamiętać, że suplementy diety przypominają postacie leków – występują w postaci tabletek, kapsułek czy saszetek. Coraz częstsze jest też zjawisko „switchu”, czyli przechodzenia produktów z jednej kategorii dostępności w inną. Tu, z leków OTC na produkty ze statusem suplementu lub wyrobu medycznego. Dlatego ten rynek potrzebuje zmian i regulacji – przekonywała Anna Kowalczuk, dyrektor Narodowego Instytutu Leków.

Zwróciła również uwagę na działania samoregulacyjne uczestników rynku suplementów diety. Jej zdaniem, takie działania są potrzebne, ale na ich efekty trzeba będzie poczekać. Ponadto jest to inicjatywa podmiotów legalnie działających na rynku. Tymczasem wiele problemów z produktami dostępnymi na rynku to efekt nielegalnej, „garażowej” działalności. Takie suplementy są najczęściej oferowane w sprzedaży pozaaptecznej, w internecie i na bazarach. – Dlatego jestem za regulacją odgórną – zadeklarowała dyrektor NIL.
Badania każdego produktu

Jednym z pomysłów, który przewijał się w dyskusji nad zmianami na rynku suplementów, jest wymóg badania każdego produktu przed dopuszczeniem go na rynek. Problem z realizacją takiego rozwiązana uzmysłowił słuchaczom Grzegorz Hudzik, zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego.

– Nie jest możliwe przebadanie wszystkich substancji wprowadzanych na rynek. Brakuje nam możliwości kadrowych do stosowania takiej kontroli. Dlatego opowiadam się za urzędową kontrolą tego, co obecnie jest dostępne na rynku oraz stosowaniem drakońskich kar w przypadku firm, które nie stosują się do przepisów prawa – mówił wiceszef GIS.

– Nie jest naszą rolą pełnić obowiązki audytorów odpowiadających za jakość i bezpieczeństwo suplementów. To należy do zadań ich producentów. Odpowiedzialność bierze na siebie ten, kto wyprodukował i wprowadził produkt na rynek. Powinniśmy raczej odwrócić system i badać rynek na bieżąco, reagując zdecydowanie w przypadku naruszenia norm przez wytwórcę. Ponadto nie jesteśmy w stanie – w sytuacji unijnego swobodnego przepływu towarów – zablokować dostępu jednemu czy drugiemu preparatowi – mówił Grzegorz Hudzik.
Konsument wyedukowany na reklamach

Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, zwrócił z kolei uwagę na problem, z którym borykają się farmaceuci, kiedy w aptece pojawia się konsument wyedukowany na reklamach.

– Reklamy często sugerują, że suplementy są lepsze niż leki. Trudno jest przekonać taką osobę do zmiany nastawienia. Szczególnie gdy jest mowa o produktach dla dzieci. Porady farmaceuty mogą mieć skutek odwrotny od oczekiwanego. U nabywcy – w tym przypadku kobiety – może powstać wrażenie, że jest „wyrodną” matką, która nie chce kupić swojemu dziecku tak niezbędnego, według reklamy, produktu – opisywał wiceszef NRA.

Zwrócił również uwagę, że dystrybucja i rozwój tego rynku poszły w niewłaściwą stronę i często służą wykorzystywaniu do promocji marek własnych: – Chcielibyśmy takich regulacji, które nie będą służyć reklamie takich marek czy sieci aptek.

Prof. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska podkreślała, że farmaceuta w aptece powinien być źródłem rzetelnej informacji. Tyle że w obecnej sytuacji sami farmaceuci mają problem z dostępem do wiarygodnych informacji o suplementach. Marek Tomków opowiedział się za obecnością w aptekach jedynie certyfikowanych produktów. Jednak jak na razie nie ma nawet instytucji, która mogłaby wydawać takie certyfikaty, gwarantując, że opatrzone nimi produkty spełniają kryteria jakościowe.

Jak wynika z raportu, rynek suplementów diety z roku na rok rośnie. W 2011 roku wartość tego rynku wynosiła 2,93 mld zł. W 2016 – 3,83 mld zł. Według prognozy na 2017 rok – wartość tego rynku przekroczy już 4 mld zł. Oznacza to sprzedaż ponad 200 mln opakowań suplementów diety.

Rosła też liczba produktów rejestrowanych przez GIS. Od 2007 roku łącznie wpisano do rejestru ok. 30 tys. produktów zgłoszonych jako suplementy. W latach 2013-15 rejestrowano 3-4 tys. suplementów rocznie, podczas gdy w 2016 było to już 7,4 tys. produktów. Dane Komisji Europejskiej wskazują, że w latach 1997-2015 polski rynek suplementów diety wzrósł o 219% i był to najwyższy wzrost wśród wszystkich państw UE.

źródło: biznes.interia.pl


Comments are closed.